niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 6

DLA TYCH, CO NIE MOGĄ SIĘ JESZCZE POŁAPAĆ W BOHATERACH
http://new-generation-hogwart.blogspot.com/2014/05/charakter.html

James 


-No dobrze, mamy tu 42 chętnych do pozycji ścigającego i 38 na pozycję szukającego -powiedział Ted Lupin, kapitan gryfońskiej drużyny Qudditcha i rozejrzał się po ogromnej grupce chętnych do drużyny. -Postanowiłem, że nie będę robił testu dla aktualnych graczy, ze wcześniejszych lat. Więc Fred Weasley i Mattchew Jordan zostają na pozycji pałkarzy, a ja i Michelle Jordan zostajemy dalej ścigającymi. Niestety Victorie musiała zrezygnować z pozostania dalej w drużynie, przez... wypadki, które odbyły się rok temu, dlatego też, musimy znaleźć również bramkarza. O ile się nie mylę, zapisało się na tę pozycję 35 chętnych. -Chłopak westchnął, na samą myśl o tym, jak długi i ciężki będzie ten dzień.- No dobra, podzielę was na drużyny. Będziemy grać bez pałkarzy, wiec chłopaki, możecie odejść.
-Teddy, chyba nie myślisz, że opuszczę Cię w tak ciężkiej chwili. -Zaszczebiotał Fred- Usiądziemy na trybunach i będziemy kibicować.
-No dobra, skoro musicie... -Powiedział zrezygnowany Lupin, wiedząc, że nie ma się co z nimi kłócić.- Wracając do sprawy. Drużyny będą się składać z pięcioosobowych składów chętnych. Razem mamy ich... 115, więc będą 23 drużyny. Już wczoraj ustaliłem ich skład i spisałem na liście, więc spójrzcie na to, do której z drużyn należycie. Za pięć minut dwie pierwsze z nich mają być gotowe. -Powiedział i ruszył po niezbędne piłki, a tłum czarodziei rzucił się by przejrzeć listę.
Byłem w 13 drużynie, więc musiałem przeczekać jeszcze sześć meczy, wyśmiać sześć porażek uczestników i ponudzić się sześć razy, zanim mój skład ruszył na boisko. Ted postanowił, że z każdej drużyny, wyłapie chociaż po jednej najlepszej osobie. Jak dotąd przeszły cztery osoby na pozycję ścigającego, pięć na bramkarza i trzy na szukającego. Wreszcie wszedłem na boisko. Znałem większość mojej i przeciwnej drużyny, jednak z nikim nie utrzymywałem bliskiego kontaktu. Pomimo to, niektórzy przybili mi piątki na powitanie. Zacząłem się nieco bardziej denerwować. Co jeśli sie nie dostanę? Zacząłem mieć wątpliwości. Wziąłem parę wdechów i wydechów, złapałem miotłę i zamknąłem oczy, by się trochę uspokoić.
-Wiecie na czym to polega. -Zaczął Ted.- Na mój gwizdek unosicie się w górę. Kiedy ponownie zagwiżdżę podrzucam kafla i gra naprawdę się zaczyna. Złoty znicz już lata, jednak nawet jeśli zauważycie go przed tym jak gwizdnę drugi raz, nie możecie go złapać, nie możecie nawet do niego podlecieć, zrozumiałeś James? I ty Sam? -Pokiwałem głową wraz z drugim próbnym szukającym- Świetnie. Zaczynamy. -Powiedział- Wsiądźcie na miotły - gdy wszyscy dosiedli swoich mioteł Ted gwizdnął i unieśliśmy się w górę. Po chwili ponownie dało się słyszeć gwizd, na co gra się zaczęła.
Nic z meczu nie pamiętam, poza tym, że zanim ktokolwiek trawić gola, ja złapałem znicza. Po tej krótkiej grze wróciłem na trybuny. Czas dłużył się w nieskończoność, póki wszyscy skończyli. Wreszcie, gdy wszystkie drużyny przegrały lub wygrały swój mecz, Ted przeczytał listę osób, które w poszczególnych drużynach się szczególnie wyróżniły. Podziękował i pożegnał, tych którzy nie przeszli i odezwał się do osób, które zostały, czyli między innymi do mnie.
-Teraz walczy już ze sobą sześć bramkarzy, ośmiu szukających i dziewięciu ścigających. Spośród was, wybiorę po jednym, z tych wszystkich kategorii. Tym razem, drużyny będą wyglądały następująco: Do mnie dojdzie David Heyman i Carolinne Brooklyn, wszyscy zagramy na pozycji ścigających, naszym bramkarzem będzie Lily McFlath a szukającym Jerry Stonem. Kolejnym składem, w drużynie przeciwnej nam zagra Michelle, Rose Germain i Harry Gwumald, jako ścigający, Kevin Black, który jest na pozycji bramkarza, oraz James Potter, zagra jako szukający. Kolejne drużyny ustalę za chwilę. Na mój znak...
-A my? -przerwał Matt, który właśnie wraz z Fredem zbiegł z trybunów.
-Tym razem również nie potrzebujemy pałkarzy, sorry chłopaki. -Powiedział wymijająco Ted- Więc do roboty.

Ted

-No dobra, po ostatecznych rozgrywkach, oznajmiam, że naszym bramkarzem zostaje Lily McFlath, byłaś naprawdę świetna. John Luwer, będzie naszym ścigającym, a James Potter, bezwarunkowo zostaje szukającym. Gratuluję wam wszystkim. Świetnie się spisaliście. Ci, którzy zostali, do zobaczenia na przyszłym treningu, a pozostałym, może za rok, na ponownych kwalifikacjach. -Gdy już wszyscy zaczęli schodzić z boiska, ruszyłem odłożyć skrzynkę z piłkami. Kiedy szczelnie je zapakowałem, poczułem, jak ktoś mnie szarpie za rękaw, już miałem na tego kogoś się unieść, gdy zauważyłem, że jest to Victoire. Uśmiechnąłem się na jej widok.
-Świetnie się spisałeś. -Szepnęła mi w ucho i pocałowała delikatnie w policzek.- Jesteś zapewne zmęczony. Myślisz, że powinnam sobie pójść? -Spytała niewinnie.
-Nie, nie myślę tak. -Odpowiedziałem i ją czule pocałowałem. Oddała pocałunek. Każde nasze złączenie warg jest wyjątkowe. Victorie, jest cudowna i zawsze mi poprawia humor.
-To przeze mnie miałeś tak dużo pracy -Stwierdziła z lekkim wyrzutem.
-Przestań, to nie prawda. -Odpowiedziałem i pogłaskałem ją po policzku.
-Wiem, że tak. Byłoby o tych 35 chętnych na bramkarza mniej.
-Nie miałaś wyjścia. Musiałaś odejść, po tym co ON ci zrobił. To nie twoja wina skarbie, nie masz się o co obwiniać.
-Może bym dała sobie radę? -Odpowiedziała, sama dokładnie nie wierząc we własne słowa. Victorie, była świetną bramkarką. Nie było gola, którego by nie obroniła. Była zawsze szczęśliwa. Podobała się wielu chłopcom, nie tylko ze względu na urodę i widoczne walory jej kobiecości. Była miła, pomocna i zawsze życzliwa. Kiedy zaczęliśmy być parą, nie mogłem się nadziwić, że przytrafiło mi się takie szczęście. Niestety, paru innym chłopcom również i to także tym, mniej życzliwym.

 JJ 

-Ej, chłopaki, znacie może skądś tę ślicznotkę? -Zawołał ślizgon i wskazał na drugi koniec biblioteki, gdzie znajdowały się trzy dziewczyny.
-O którą dokładnie chodzi? -Spytałem Nathana, dalej bardziej zajęty książką, niż tym, co mówią koledzy.
-Są z Gryffindoru. -Powiedział Mitch przyglądając się małej grupce.
-Znasz je? -Spytał Nat z nadzieją.
-Nie, ale się przyjaźnią z innymi z mojego dormitorium. -Wyjaśnił gryfon.
-A ty się z nimi przyjaźnisz? W sensie z tymi z twojego dormitorium?
-Nope. -Powiedział lekceważąco Mitch- Aczkolwiek uważam, że są ładne. Szczególnie ta blondynka -Wreszcie podniosłem na nie wzrok.
-Ale są tu dwie blondynki. Jedna z cienkimi falowanymi włosami i szarymi oczami, druga z gęstymi i grubymi o ile się nie mylę, jej oczy są orzechowe -Powiedziałem bez zastanowienia.
-Dobra analiza JJ, jednak ta pierwsza ma rude włosy -zwrócił mi uwagę gryfon.
-Czy tylko ja to widzę chłopaki? -zapytał Nathan zupełnie ignorując kumpli.
-Tak! Ona... uśmiecha się do... -Zaczął rozpromieniony Mitch.
-Do mnie. ta gryfonka się do mnie uśmiecha. -Dokończyłem za niego z wielką dumą.
-Nie JJ. Ona się nie uśmiecha do Ciebie. Akurat Ty jesteś najmniej atrakcyjny z naszej trójki. -Zaszydził Nat. 
Szczerze? Zabolało. Zawsze boli. Słyszę takie uwagi co najmniej dwa razy na dzień. Co tam dwa razy. Słyszę komentarze podobnej treści co najmniej dziesięć razy na dzień z ust moich przyjaciół. Mitch Hewer- odważny i dumny gryfon, wraz z Nathanem Blood'em przebiegłym, czarującym i nieco bezczelnym ślizgonem często się ze mnie nabijają. Obydwojga tworzą idealną parę przyjaciół. Taką niespotykaną i dumną. Ślizgon i gryfon. Przyjaciele na śmierć i życie. A gdzieś obok nich, nieco zbyt mądry i wrażliwy krukon- ja. Jonah Jeremiah Jones, dla większości po prostu JJ, [czyta się dżej dżej, tak dla jasności]. Nie jest to miłe, jednak się przyzwyczaiłem. Nie zależy mi, wiem jaki jestem i jaki się wydaje. Wiem także, że mimo wszystko, oni oddali by za mnie życie. Jesteśmy jak ci "trzej muszkieterowie". Razem od zawsze i na zawsze. Od niepamiętnych czasów mieszkaliśmy razem w jednym, małym miasteczku, w sąsiednich domach, na tej samej ulicy. We troje byliśmy synami czarodziei. Przyjaciółmi czystej krwi. Nie przyjaźniliśmy się z mugolami, nie było potrzeby. Byłem nieco zawiedziony, że gdy już skończyliśmy te jedenaście lat, trafiliśmy do różnych domów, jednak nie przyczyniło się to do końca naszej przyjaźni. Dalej spędzamy czas szczególnie ze sobą. Jedyne co nas rozdziela, to inne dormitoria i plany lekcji. Tak to wszystko jest dalej takie same. Ale przecież nie ma powodu, by było inaczej. W końcu jesteśmy przyjaciółmi na śmierć i życie. Nic nigdy nie ma nas rozdzielić, prawda? 

Jeśli przeczytałeś/aś skomentuj
Poszukuję Bety, chętni pisać na pocztę fayever@wp.pl
Przepraszam, że taki krótki rozdział, nie jestem także pewna, czy mogę wam obiecać, że następny, będzie miał odpowiednią długość
Przepraszam za błędy, jeśli jakiekolwiek wystąpiły

-A

1 komentarz:

  1. Taa nic ich nigdy nie rozdzieli oprócz dziewczyny jak mniemam ;)
    Tak w ogóle to powinnam się wytłumaczyć: czytałam Twojego bloga już wcześniej, ale jako że jestem gapą, to nie zostawiałam komentarzy.
    A zatem zaczynam to nadrabiać!
    Bardzo podoba mi się Twój styl pisania. O błędy się raczej nie będę przyczepiać bo sama ich nie wychwytuję.
    Świetny rozdział :D
    Czekam na kolejny z niecierpliwością.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń