Roxanne
Gdy już zrelacjonowałam z Rose to, co
dostałyśmy pod choinkę, rozległo się pukanie do drzwi. Okazało się, że to
Albus.
– Cześć! Co dostałeś, Al? Spodobał ci się mój prezent? – zawołała
Rose, zanim chłopak jeszcze zdążył zamknąć drzwi.
– Tak! Jest cudowny – przyznał.
– Też tak sądzę. Sama sobie bym coś takiego
sprawiła, ale już raczej nie wypada. Albus się zaśmiał.
– Dziewczyny, muszę wam coś pokazać… – zaczął
Potter.
– Sweter, który uszyła babcia Molly na ciebie nie
pasuje? A może się nieco rozpruł? – przerwała mu nasza kuzynka, snując domysły.
Westchnęłam.
– Rose! Daj dojść mu do słowa – zawołałam.
– Tak, masz rację. Przepraszam. – Nie
wydawało się, jakby było jej
przykro.
Albus wyjął z kieszeni kawałek pergaminu, a zaraz po
tym różdżkę.
– Al! Nie można używać czarów poza szkołą. Wiesz o
tym przecież – przypomniałam spanikowana.
– Cicho – syknął zrozpaczony. – Dajcie mi coś
pokazać.
Natychmiastowo zamilkłyśmy. Albus mruknął słowa:
Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego , a zaraz po tym stuknął różdżką
w papier. Rose zabrała mu kawałek papieru
jak najszybciej i zaczęła się w niego wpatrywać, wyszukując czegoś
nadzwyczajnego. Natychmiastowo na jej twarzy wymalowało się zdumienie. Podbiegłam
do niej.
– To jest… to jest mapa Hogwartu! – zawołała
zdziwiona.
– Skąd to masz? – spytałam dociekliwie. Po chwili
doszedł do mnie pewien fakt. – Al! To
jest nielegalne. Gdyby Longbottom się dowiedział…
– Dlatego mu nie powiemy – przerwała mi Rose.
– Rose! Nie można tak. To jest złe. Od kogo to
dostałeś?
– Nie wiem – wyznał Albus – Ale nie dramatyzuj.
Jestem pewien, że nie łamiemy regulaminu.
– Zacisnęłam usta. – A nawet
jeśli, patrz, jakie to jest potrzebne!
Tu są wszystkie tajne przejścia.
– Świetnie – warknęłam i wyszłam z pokoju. Jak
zawsze nikt nie chciał mnie słuchać, a ja miałam przeczucie, że to się źle
skończy.
Scorpius
– Nie sądzicie, że potrawy przyrządzone przez Fantazję na te święta są wyśmienite? –
Matka spróbowała nawiązać jakąkolwiek
rozmowę.
– Tak, są niesamowite – przyznał tato, spoglądając
na nas znad zupy.
– A tobie,
Scor, co najbardziej smakuje?
– Nie mów do mnie Scor. Proszę –wywarłem nacisk na ostatnie słowo.
Nienawidziłem, gdy tak do mnie mówiła. Co prawda nie
cierpiałem jej każdego skierowanego do
mnie słowa . Było wypełnione taką sztucznością i pogardą Jeszcze niedawno musiałem codziennie wysłuchiwać jej narzekań.
Gdy się od tego uwolniłem, czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Nie miałem najmniejszej ochoty wracać tutaj, nawet jeśli to były tylko¬ – a
może aż? – dwa tygodnie. Zdecydowałem się na to
tylko i wyłącznie z powodu taty. Wiedziałem, że nie będzie zbytnio
szczęśliwy z powodu, że święta musi spędzić z żoną i swoją matką. Głupio by się
czuł w obecności samych kobiet, co jestem w stanie zrozumieć.
– Scorpiusie, jak ci mija pierwszy rok w Hogwarcie?
– odezwała się do mnie babcia Narcyza, z
końca stołu dla dwudziestu osób.
– Mam dwójkę najlepszych przyjaciół.
– Kto to taki? – starała się okazać zainteresowanie.
– Chris Zabini i Lavender Smith – odpowiedziałem z
taką uprzejmością, na jaką tylko mnie było stać.
– Chris… czyli Christopher, tak? – powiedziała
bardziej do siebie. – Draconie, czyż ty nie przyjaźniłeś się z Zabinim? Takim
przystojnym czarnoskórym chłopcem? – tym razem zwróciła się do mojego ojca.
– Tak, najprawdopodobniej to jest jego syn – odezwał
się z niechęcią tato.
– Świetnie. Widzę, że Scorpius nie tylko przejął
wygląd po tacie, a zarówno charakter i
upodobanie do odpowiednich ludzi. –
Babcia chyba myślała, że mnie
komplementuje.
Słyszałem,
kim był tato. Nie chciałbym skończyć jak on. Nie chciałbym stawać po tej
złej stronie. Wiedziałem, że dziadek był w Azkabanie. Rodzice mi nigdy tego nie
powiedzieli, ale pewnego razu podsłuchałem,
jak o nim mówią . Jak mówią o
przeszłości. Dziwne. Ze mną nigdy nie poruszali tego typu tematów. Nie
wiedziałem o nich praktycznie nic, przynajmniej
z tego, co się działo kiedyś. Jasne. Wiele razy słyszałem, że przeszłość
nie ma znaczenia. Przecież to już się zdarzyło. Jednak to wszystko mnie nurtowało. Wieczne tajemnice, szeptanie
do siebie wieczorami, a zarazem słodkie
uśmiechanie się, jakby wszystko było w porządku.
James
Większość świąt spędziłem wraz z Louisem i Fredem w
swoim pokoju. Jak zwykle wymyślaliśmy nowe kawały i żarty, którymi będziemy
mogli zasypać różnych uczniów i Filcha
czy panią Norris.
W święta zawsze było cudowne. Nasze trio świetnie
się dogadywało , ale musiałem przyznać, nie było to to
samo, co z Mattchewem. W zasadzie
już od jakiegoś czasu, dokładnie od kłótni Freda z Mattem, nasza grupa składała
się tylko z trzech osób. Ja, Louis i jeden ze starszych o rok kumpli . Z a
każdym razem, gdy byliśmy z Mattem, nie wspominaliśmy o Fredzie, a gdy z
Feddie’em , na odwrót .
Tym razem byłem w pokoju sam z Louisem, bo Freds
poszedł zwinąć parę potrzebnych produktów z mugolskiego sklepu, dość daleko
położonego od Siedliska, na nasze nowe psikusy. Bawiłem się zniczem, by zająć
jakoś ręce. W pewnym momencie Loui się odezwał.
¬– Co masz zamiar zrobić z Alexem? – spytał. – Czy
on w ogóle cokolwiek zrobił?
– Spokojna głowa – powiedziałem radośnie. – Co jakiś
czas próbuje nasłać na mnie jakieś słabe zaklęcia, ale są strasznie proste do
odwołania. Jednak on też nie ma zbyt łatwo. Słyszałem ostatnio, z poufnych źródeł, że ostatnio dość często wybucha mu atrament w twarz, torba się
dziurawi, książki zostają zalewane, czy pojedyncze strony z poręczników, akurat podobno te, z których
będzie miał test, się wyrywają i gdzieś gubią. – Uśmiechnąłem się złośliwie.
– Ale nie można się nadto przejmować. Słyszałem, że to dopiero początek jego małego piekła.
– Możliwe, że twojego też. – Brak
wiary mojego przyjaciela za każdym razem się ujawniał.
Wzruszyłem ramionami.
– Możliwe. W końcu nikt nie wie, co przyniesie czas.
Przez jakiś czas ponownie się nie odzywaliśmy.
Wróciłem do bawienia się małą złotą piłeczką. Puszczałem ją, by odleciała
jakieś pół metra nade mną i ponownie ją
łapałem.
– James, myślisz, że Fred w końcu pogodzi się z
Mattem? – zapytał nagle.
– Może – odpowiedziałem lekceważąco. W końcu to była
sprawa tamtej dwójki.
Ponownie puściłem i złapałem znicza.
– Bez jednego z nich
wszystko jest inne. Mam nadzieję, że wkrótce będzie jak dawniej, bo
chyba tego nie wytrzymam. Nie zauważyłeś, że przez to robimy gorsze kawały i są
to zazwyczaj niewypał? Boj ę się, co
będzie z tym, co planujemy, przecież to
dopiero będzie akcja… Nie poradzimy sobie osobno.
– Myślę, że do tego czasu się pogodzą. – Spróbowałem
się uśmiechnąć pocieszająco.
Jeśli przeczytałeś/aś skomentuj
Muszę was przeprosić za dwie rzeczy:
Rozdział jest krótrzy niż zamierzałam.
Następne rozdziały, pewnie zostaną dodane z opóźnieniem.
-A
Pierwsza! ^^
OdpowiedzUsuńNie szkodzi, że rozdział jest krótki, jak zawsze przyjemnie się czytało. :)
Szkoda zrobiło mi się Scorpiusa... całe życie w tajemnicach. :/
James jest tak podobny do swojego dziadka, że aż strach. Ciekawe, czy z jego wybranką będzie ta sama historia (patrzy w daleką przyszłość). :P
Dużo, bardzo dużo weny Ci życzę! :*
Nominowałam Cię do The Versatile Blogger Award.
UsuńOczywiście jeśli nie bierzesz w tym udziału to nie musisz publikować posta o tej nominacji. C:
http://history-of-lily-evans.blogspot.com
Świetny rozdział. Sorry, ze tak późno komentuję, ale nie miałam czasu.
OdpowiedzUsuń